13.01.2017 r.
To moje pożegnalne słowa ku pamięci mojej Babci- Jadzi. Mój sposób poradzenia sobie ze smutkiem, żalem, łzami po odejściu bliskiej osoby. Z drugiej jednak strony to też moja potrzeba ocalenia wspomnień i zachowania pamięci wyjątkowej i niebanalnej osoby. Przecież człowiek żyje tak długo, jak pamięć o nim…
Ledwo napisałam o braku postanowień noworocznych i przyszedł mocny wstrząs. To on spowodował przerwę na blogu. Nie miałam głowy do tego, by pisać czy myśleć na jakiekolwiek inne tematy niż ten, który mnie dotknął. Czas stanął w miejscu i wszystko wydało mi się nieważne. Czułam tylko smutek, rozpacz, potrzebę bycia razem, potrzebę modlitwy.
To nie znaczy, że nie pisałam. Pisałam, bo to mi pomagało, jak katharsis, jak pewien rodzaj mowy pożegnalnej, jak świadectwo. Ten post powstawał na raty. Przez większą część pisania go płakałam, większość słów niosła w sobie tak duży ładunek emocji i wspomnień, że łzy po prostu płynęły. Nie zatrzymywałam ich. W takich momentach nie można się „nie wypłakać”, nie chciałam, żeby w środku została ciemna, ciężka kula.
Śmierć, ostateczność- wszystko to są najtrudniejsze sprawy, z którymi człowiek musi się zmierzyć. I nie potrafi się zmierzyć rozumem. Wydarzenia niechciane, ale jednocześnie potrzebne, by się zatrzymać, pomyśleć, potrząsnąć sobą, innymi. Jednocześnie zawsze jest za wcześnie na pożegnania, nigdy nie jest się przygotowanym, ale już 28 grudnia 2016 roku, kiedy wróciłam od babci ze szpitala zaczęłam pisać, po prostu pisać. Nie wiedziałam jeszcze, że kilka dni później babcia odejdzie naprawdę…
28.12.2016 r.
Kiedy gasną oczy praktycznie niewiele da się zrobić. To one w nas żyją, to przez oczy postrzegasz emocje i możesz zobaczyć czyjąś duszę. Kiedy zasnuwa je szara mgła, kiedy stają się niewidzące zaczynasz czuć, że osoba gdzieś się oddala, że wspomina i nerwowo grzebie w szufladkach pamięci wyciągając z nich na oślep historie, które łapczywie opowiada, jakby za chwilę miała stracić oddech. Pewnie wybiera te według niej najważniejsze, mówi o schyłku świata, o znakach czasu, o upadku wartości, o apokalipsie, o zagładzie. Mówi o dzieciach, o Miłości, o wybaczaniu, o przytulaniu, o ostrożności w wypowiadaniu słów, o byciu elastycznym i tolerancyjnym w związku. Być może mówi o tym, czego sama nie miała i nie robiła, bo wie, jakie to ważne. I wie też, że czasu nie cofnie i nie przeżyje życia drugi raz. Dlatego pobudzona chce jeszcze zrobić i powiedzieć jak najwięcej. Chce żyć!
Dramat każdego starego człowieka polega na tym, że wcale nie chce mniej, nie czuje mniej, nie kocha mniej niż 10, 20, 50 lat temu. To prawda, że dusza i serce nie mają wieku. To zderzenie siły i bezsilności musi być straszne, a przecież wszyscy tam zmierzamy. Ale jak mówi reklama „młody bóg” nie myśli o tym teraz, pomyśli o tym później, kiedyś…
Zawsze i wszędzie- uśmiech i łzy, podnosisz diament i nosisz w ręku, by za chwilę dźwignąć kamień i nosić go na plecach. Każdy trudny moment, każda strata jest tak naprawdę po to, żeby rozejrzeć się wokół siebie, zobaczyć co robię z czasem, jak dbam o moich najbliższych, co mam do przekazania, do zrobienia, co będę kiedyś wspominać i ważniejsze- jak będą mnie wspominać inni.
Zawsze i wszędzie- jedni rosną i mają kilka lat, inni pamiętają wojnę. Czas się miesza, a my w nim nie możemy zapomnieć, co jest ważne, co jest najważniejsze. Widzę przygarbiający czas, którego nie da się oszukać. Wszystko ponad to wydaje się miałkie, to tak jakby proponować komuś sushi, gdy ma ochotę na chleb z masłem. Gdy pytania i potrzeby są podstawowe- żyć, istnieć to nie ma problemów typu mieć i tysięcy współczesnych bzdetów.
6.01.2017 r.
Dziś, po jej śmierci… chcę jeszcze wiele dodać.
Pewnie zastanawialiście skąd mam takie fartuszki, w których piekę i które widzicie na zdjęciach. Zostały uszyte i wyhaftowane przez moją babcię Jadzię.
Haftowane fartuszki od Babci Jadzi
Moja babcia była wszechstronnie utalentowana: potrafiła szyć, haftować, szydełkować i robić na drutach. Robiła pyszne kapustki i piekła wspaniałe ciasto drożdżowe z kruszonką. Jako dziecko nauczyłam się od niej haftowania, robienia na drutach i na szydełku. Poza tym w moim domu leżą przepiękne zrobione na szydełku serwety i serwetki, a na choince wiszą zrobione przez nią ozdoby: aniołki, śnieżynki i gwiazdki. Handmade dawno temu, kiedy nie było to jeszcze takie popularne. Rzeczy bezcenne. Rodowe klejnoty, które myślę będą przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Serwety i serwetki
Ozdoby choinkowe
Manualne talenty odziedziczyły też jej córki, miedzy innymi moja mamusia (widzieliście nasze dekoracje przed dom?). Babcia szydełkowała do ostatnich dni swojego życia, jeszcze na ostatnie Boże Narodzenie dostaliśmy od niej szydełkowe gwiazdki i aniołki. Uwielbiała kwiaty, zajmowanie się ogródkiem i ogrodem. W moim ogrodzie rosną kwiaty, które podchodzą jeszcze z jej ogrodu, a wraz z nimi zasadziła się mięta- najwspanialsza, najbardziej pachnąca i aromatyczna mięta, jaką kiedykolwiek widziałam. Nigdzie nie widziałam takiej odmiany. Latem Wam ją pokażę.
Babcia pozostawiła wiele swoich powiedzonek: m.in. „transfuterki” i jej życiowe motto: „Zawsze trzeba się rozśmiać”, które na stałe weszły do naszego słownika.
Jak każdy człowiek, babcia nie była bez wad, ale jakież życie byłoby nudne, gdybyśmy wszyscy byli idealni. Babcia cieszyła się życiem, lubiła żartować, lubiła ludzi. Była duszą towarzystwa. Była tradycyjna, a jednocześnie nowoczesna. Jak każdy człowiek potrzebowała ciepła, trochę pobłażliwości, zrozumienia. Na szczęście odchodzenie daje jeden dar- cud niepamięci. Zapominamy wszystko, co nie było najlepsze, pamiętamy i chcemy pamiętać tylko to, co było miłe, dobre, wspaniałe.
Wiele rozmawiałyśmy. Nie zdawkowo, z obowiązku, tylko naprawdę rozmawiałyśmy, z serca, blisko, o życiu. Spędziliśmy z babcią ostatnią Wigilię Bożego Narodzenia. Mówiła wtedy wiele ważnych słów, rad, jakby zostawiała przesłanie, ster na resztę dni bez niej.
Dziś przytulam ją mocno do serca. Najczęściej kiedy odchodzi od nas ktoś bliski żałujemy niewypowiedzianych słów, żałujemy przytuleń, których nie zrobiliśmy. A ja nie żałuję tego,co było.
Naprawdę i najbardziej żałuję tego, że jej nie ma, że już nie porozmawiamy, choć nie zawsze się ze sobą zgadzałyśmy. Żałuję, że nie przyjedzie latem na nasz taras i do ogrodu, nie poogląda moich kwiatów i warzywnika okiem wytrawnego znawcy i nie powie: „Przyśniło mi się to miejsce dla Ciebie”. Żałuję, że nie powie mi już: „Marzenko jednym słowem można kogoś nieodwracalnie zranić, złością nigdy nic nie osiągniesz”.
I nie żałuję, że nie powiedziałam jej, jak ją kocham. Powiedziałam i to samo usłyszałam od niej. Ona również nie musi żałować niewypowiedzianych słów. Powiedziała wiele ważnych słów, mówiła: „Kocham Cię”. To niezwykłe, bo często te najprostsze słowa tak trudno przechodzą nam przez gardło. A ona potrafiła je mówić. Potrafiła długo i mocno trzymać za rękę. Nie musi niczego żałować. Dożyła wspaniałego wieku i przeżyła swoje życie najlepiej jak potrafiła, ciężko pracowała, wychowała 5 dzieci, przeżyła wojnę, zmagała się z biedą, wiele razy musiała sobie radzić wbrew wielu przeciwnościom.
13.01.2017 r.
Mijają dni, a dziwne uczucie pustki nie mija. Nie mija niewytłumaczalne zawieszenie, takie trwanie trochę z marszu. I wciąż przed oczami to ostatnie otwarcie oczu mieszające się ze wspomnieniem roześmianej i żartującej twarzy.
Czas leczy rany, trudne i pewnie prawdziwe stwierdzenie.
Dziś niosę jej historię, uczucia, wspomnienia, niestety już nie będę bogatsza o dotyk dłoni, słowa, spotkanie. Niosę to, co mam i wiem, że miłość ocala od zapomnienia.
Żegnaj Kochana Babciu, zawsze będę Cię kochać…
Sabuszła
Choć znałam Babcie Jadzie tak krótko mi też zostały wspomnienia … zawsze usmiechnieta z zartami siadala na fotelu w Salonie odwracala sie , łapała za rekę i pytała „i co moja dziecino wszystko dobrze w twoim domu ? jak Heniek ? a dzieci zdrowe?” po mojej odp zawsze była cenna rada od Babci Jadzi . Mam tez piekna pamiatke ktora dostałam w prezencie ślubnym rękodzieło Babci Jadzi co roku kiedy w Wielkanoc swiecimy pokarmy serweta ozdabiania mój kosz! Dziś czytając ten wpis łzy same płynęły.